WOW ALBO KRÓTKI ROZDZIAŁ NA
BAZIE LOSÓW PHILLA BETONA
W życiu Philla Betona nie było
przypadków. Jak każdy bohater
był wyjątkowy. Był naprawdę szczególny. Jego rodzice byli
naukowcami z Francji, którzy przybyli do San Diego w
końcówce lat 90-tych XX w. aby badać mózg ludzki.
Nie kochali się. Po prostu lubili się. Wzajemne towarzystwo miało po
prostu tak wiele plusów, że postanowili być razem. A
właściewie nie być ze sobą a spędzać ze sobą dużo czasu. To nie była
prosta relacja. Mieli jeden cel. Cel którego nigdy nie
osiągnęli - chcieli zrozumieć świadomość. Oboje byli genialni w ten
niejednoznacznie ludzki sposób mieli dziwaczną przeszłość i
zawiłe ciekawe życiorysy -czyli spełniali wszystkie warunki bycia
rodzicami kogoś wyjątkowego. Świetnie się nadawali choć wszyscy wiemy,
że żeby być wyjątkowym w krótkich opowiadaniach można nie
posiadać absolutnie żadnej genetycznej przeszłości, żadnej historii a
wykres wzlotów i upadków mieć idealnie płaski.
Całymi dniami debatowali w gronie swoich przyjaciół o
twardym problemie neuronauk i nigdy nie zmiękli, nigdy się nie poddali
codziennie z taką samą pasją wspinali się na tę szklaną
górę. Zrośli się ze sobą jak dwa drzewa, ich
mózgi uzupełniały się jak dwie półkule. Choć nie
można było mówić o chemii, miłości w żadnym sensie spędzali
ze sobą całe dni przebierając w poznawczych palcach jak
różaniec wszystkie te istotne neuronalne zagadnienia, jak
paciorki klepali w kółko wszystko co wiedzą o
mózgu i próbowali przez tę wiedzę przefiltrować
wszystkie najważniejsze ,w gorączce niemal rodzące się pytania. Ich
badawczy kreatywny nerw lub głęboka ciekawość, którą
niektórzy nazwali by z pewnością psychopatią, nerwicą lub
innym wynaturzeniem zaprowadziła ich pewnego razu do przewrotnego
pomysłu, wyjątkowej idei. Debatując nad wielce newralgicznym i
znów wybitnie trudnym zagadnieniem - geny i środowisko co ma
większy wpływ na poznawcze moce poznawcze jednostki doszli do wniosku,
że szczurze modele to za mało by cokolwiek wyrokować. Ojciec Philla w
olśnieniu rzucić miał wtedy do Jacqueline - Zróbmy sobie
dziecko! i nie był to wynik upojenia alkoholowego ani przypadek jak
bywa w przypadku innych romantycznych rekreacyjnych
wieczorów do nieprzytomności zakochanych par! To była
propozycja chłodno myślącego, doświadczonego eksperymentatora.
Jacqueline była zaskoczona ale w mig zrozumiała do czego zmierza
Marc… Przez kolejny rok zastanawiali się jak ugryźć temat.
Zdecydowali się na in vitro by uniknąć niepotrzebnej gimnastyki z
seksem i by wykorzystać możliwości jakie daje ten laboratoryjny
sposób. Marc opracował plan wyłowienia najlepszej jakości
plemnika - przez dwa lata zbierał swój ejakulat w
plastykowych pojemnikach, które zamrażał a potem z tego
blisko 8 litrowego ruchliwego stadka specjalnymi metodami wyłowił
największego i najbardziej ruchliwego przedstawiciela swoich
genów. Był bardzo dumny z metod, które opracował
by wyłowić tego nieszczęśnika - w końcu wyłowić tego jednego z kilkuset
miliardów to jest wyczyn iście mistrzowski. Jacqueline
natomiast opracowała metodę wyselekcjonowania najlepszej
komórki jajowej jaką mógł wyprodukować jej
organizm w przeciągu tych dwóch lat kiedy Marc w pocie czoła
wyciskał z siebie soki. I pewnego dnia stało się - najdorodniejsza
komórka jajowa Jacqueline została spenetrowana przez
najdorodniejszego plemnika Marca - byli niezwykle podnieceni kiedy igła
wbiła się w ciało komórki. Byli jeszcze bardziej
podekscytowani kiedy komórka pomyślnie zagnieździła się w
macicy Jacqueline. Jednak to było tylko preludium, rozgrzewka,
przystawka, marny wstęp - istotą eksperymentu było zupełnie coś innego
- calutkie, długaśne dzieciństwo Philla i to jak z nim mieli obejść ci
psychopaci. Przez te trzy lata odkąd zrodził się ten pomysł opracowali
strategię, szczególny wychowawczy plan dla Philla i
rozpisali mu rozkład zajęć niemal na każdy dzień do 20 roku życia - w
tym tkwił cały eugenicznych haczyk. Nauczyli go pisać i czytać w wieku
dwóch lat aby dozować neuro-informacje w dawkach
przekraczających śmiertelne- uodpornił się prędko choć z pewnością nie
rozkochiwał się w recytowaniu po łacinie anatomicznych struktur
mózgowych przy śniadaniu, obiedzie i kolacji. Myślał, że to
normalne, że dzieci maja takie dziwaczne pasje i kiedy miał cztery
lata, nieuświadamiając sobie swojej wyjątkowości , nabrał przekonania,
że dzieci różnią się od dorosłych właściwie tylko wzrostem i
spekulował, że możliwe, że największe możliwości intelektualne ma się
zaraz po urodzeniu a potem z dnia na dzień do jesieni życia traci się
je bezpowrotnie. Zagwarantowali mu neuro pranie mózgu od
pierwszych miesięcy życia, wynajęli prywatnych nauczycieli, znajomych
naukowców, którzy trenowali Philla tylko w jednym
celu - miał odpowiedzięć na pytanie czym jest świadomość. W wieku
piętnastu lat kiedy dostał się na uniwersytet głęboko już wierzył że
zgłębianie problemów świadomości było jego własnym pomysłem.
W wieku osiemnastu lat obronił pracę magisterską a w wieku dwudziestu
obronił doktorat i stał się ogólnie szanowanym badaczem
publikującym w Nature i innych prestiżowych czasopismach. Obie jego
prace dotyczyły modelowania procesów neuronalnych. Phill
absolutnie niczego nie zawdzięczał sobie. Urodził się cudowny a
cieplarniane warunki zapewnili mu niekochający się na całe szczęście
rodzice. Nie trawiły ich związku kryzysy czy konflikty bo łączył ich
tylko ten naukowy cel - udowodnić że z Philla da się zrobić kreaturę,
która rozwiąże ich uniwersalnie ludzki problem. Choć w
swoich dysertacjach nie zbliżył się nawet o włos do rozwiązania tego
zagadnienia, to wszystkie te spekulacje i rozważania naprowadziły go na
pewien trop… Sama świadomość nie była już dla niego
najistotniejsza. Nawet skłaniał się do myślenia, że to słowo to
generator niepotrzebnych dochodzeń, że świadomość to może być jednak
rodzaj złudzenia. Było coś ciekawszego od tego niemal religijnego
zagadnienia. Niezależnie czym były te fenomenalne pierwszoosobowe
odczucia zaczęło go interesować jak wiele kroków
naprzód można było przewidzieć ludzkie zachowanie.
Nieustannie formalizował swoje dochodzenia i zamieniał w prostą
czytelną matematykę. Uwielbiał pracować tak by wyniki rozumowania były
czyste, schludne i przejrzyste… I im bardziej ten problem
zgłębiał to ten złożony automat ludzki stawał się w jego pojęciu coraz
mniej i mniej złożony. Po kilku intensywnych latach skończył
dochodzenia z dość zaskakującym efektem. Najważniejsze było dla niego
to, że dysponując danymi jakie stworzyła współczesna mu
technologia można było dość precyzyjnie ustalić jaką wiedzę zgromadziła
jednostka i ustalić jakimi informacjami dysponowała w chwili
T1… Zbierając te dane oraz robiąc długotrwałe skany fmri
Phill nauczył się tworzyć spersonalizowane algorytmy przetwarzania
informacji tzn. zamykać w równaniu pojedynczych ludzi.
Tworzył precyzyjne profile psychologiczno-semantyczno-heurystyczne i
choć nie dawało mu to wglądu czym jest to co dzieje się w głowach jego
badanych, bo nigdy nie odważył się powiedzieć że to wszystko rozumie -
nauczył się przewidywać jak się zachowają… Stworzył program,
który nazwał "Future", który kompilował dane z
osobistych raportów użytkownika, z zawartości jego twardego
dysku, testów, które przeszedł i historii jego
użytkowania sieci - właściwie każdą informację o użytkowniku można było
tam zamieścić i każda odpowiadała odpowiedniemu funkcjonalnemu miejscu,
dane z całodziennego skanu fmri uzupełniały cały ten złożony automat.
Całodzienny skan fmri pozwalał przetestować badanego na tak wiele
sposobów, że dało się z tych informacji wyekstrahować
najważniejsze dla danego użytkownika sposoby rozumowania. Program był
prosty. Naprawdę nawet nie wiecie jak banalny był to program. Beton
wiedział już na sto procent, ze jest stworzeniem wprost trywialnym gdy
porównywać jego złożoność z niektórymi
współczesnymi mu tworami matematyczno-informatycznymi.
Wracając do wątku - program pozwalał przewidzieć jak zachowa się
użytkownik w przeciągu - uwaga - tygodni a może nawet miesięcy jeśli
użytkownik zdecydował się wprowadzić odpowiednią ilość danych, jeśli
nieustannie dostarczane były do oprogramowania dane których
doświadczał użytkownik, jeśli aktualizowane były dane o aktualnym
stanie środowiska w którym użytkownik się
znajdował… Phill długie tygodnie testował swój
genialny wynalazek na sobie samym. Potem w ramach testu przekazał
wyniki kilku znajomym matematykom bo oszałamiały go one niemal do
szaleństwa… Zazwyczaj odzywali się po kilku dniach bo
"Future" okazywał się przerażająco bezbłędnie przewidywać - wszystko -
jakiej myśli nie doświdczy prawie na pewno nigdy i jakie jest
prawdopodobieństwo że podrapie się w głowę za dwie godziny a kiedy
zachce mu się loda i kiedy przeprowadzi istotny dla swej pracy
dowód. Najbardziej zadziwiający był motyw przewidywania
przyszłych zdań i sentencji, dźwięków, które
wydobędą się z użytkownika. Każda wypowiedź była całkowicie
zdeterminowana a bebechy oprogramowania wiedziały co zrobi człowiek
zanim wiedział to mózg analizowanej ofiary… Beton
rozwalił całą psychologię i kognitywistykę jednym programem i nikt nie
był w stanie nic sensownego na ten temat powiedzieć prócz -
"wow". Kiedy już miał pewność, że predykcje, które generuje
program są tak bezbłędne jak sam myślał, kiedy był już pewny, ze nie
jest wariatem zrobił coś co wszyscy wypominali mu do tej pory. Sprzedał
patent rządowi amerykańskiemu za gwarancję dożywotniej ochrony i
dozgonnej emerytury krezusa - czyli miał nie robić już nic i mieć
wszystko co można mieć. Program był tak niewiarygodny, że nawet jeśli
opowiadały o nim największe autorytety nikt nie był w stanie uwierzyć,
że coś takiego jest możliwe. Dlatego nie trudnym było utajnić całą tę
magiczną matematykę. Konsekwencje tego handlu były jeszcze bardziej
oszałamiające niż sam program bo wyłoniło się z tego emergentnie
totalne wieszczenie o losach ludzkiego świata ale to już temat na inną
dygresję na inne zboczenie z tematu.
Phill obudził się tego ranka o 5tej. Wyświetlił mu się przed oczami
krótki raport o stanie świata. Słońce dopiero wschodziło ale
temperatura powietrza miała już koło 70 stopni fahrenheita…
Wilgotność powietrza idealna. Potem pojawił się jeszcze napis - "o 5:45
rano atak szału Priscilli". Wszystko było cudowne. Od pewnego czasu
budził się zupełnie przytomny jakby przed sekundą zamknął oczy i
zupełnie nie czuł tych kilu godzin braku świadomości. Wszystko było tak
intensywne, że miał wrażenie, że najmniejsze draśnięcie pościeli jest
kosmicznym wydarzeniem i nawet jeśli nim nie było i nie miało znaczenia
dla losów świata kaskada odczuć, które to
muśnięcie przynosiło była dla niego istotna i totalna jak galaktyka
muśnięta i zasysana przez czarną dziurę. Co najmniej. Każdy moment
rozpadał mu się na milisekundy błogostanu, dłuuugie milisekundy.
Strącił z niej pościel kiedy skierował się do szklanych drzwi
prowadzących do ogrodu, potem stał nagi patrząc na nią długie sekundy.
Uśmiechnął się do siebie, przetarł oczy, rozciągnął się rozsunął drzwi
i wybiegł przez nie kończąc bieg zgrabnym podskokiem. Dłońmi rozbił
falistą, błękitną taflę wody. Wiedział, że ta woda nie była prawdziwa.
Nic nie było prawdziwe. W końcu programista tej symulacji nieustannie
mu o tym przypominał. Ale to nie miało najmniejszego znaczenia.
Wynurzył się nabierając powietrza w płuca i popłynął tym swoim
pokracznym pseudokraulem rozkoszując się rześką pseudo-wilgocią.
Przepłynął trzy baseny i położył się na wodzie podziwiając sterylny
bezchmurny błękit nieba. Chmura - pomyślał. Zamknął oczy - otworzył i
dostrzegł maleńką chmurkę dokładnie tam gdzie sobie ją wyobraził.
Subtelną i skromniutką, rozmytą. Właściwie mogła tam być zanim to
pomyślał. Podpłynął do krawędzi basenu, wdrapał się zgrabnie na
betonowy chodniczek i leżał na nim przez chwilę. Zastanawiał się jak to
jest możliwe, że niczego już nie chce.1,2,3,4,5,6… liczył
oddechy lekko przyspieszone przez chwilowy intensywny wysiłek. To
powietrze… - urwał myśl i zaczął się do siebie śmiać. Wstał
i ruszył do domu wycierając się ręcznikiem zgarniętym z ogrodowego
fotela… Priscilla leżała na plecach z lekkim
półuśmiechem na ustach jakby śniło jej się stado
baranów…To był idealny moment. Pobiegł szybko do
pracowni ale starając się nie narobić zbyt wiele hałasu. Wyszukał na
stole tę teleskopową pałeczkę Thomsona. Widział Priscillę na przestrzał
przez drzwi, te kilkanaście metrów dalej Jeśli miała z
jakiegoś powodu wybuchnąć gniewem o 5:45 to wolał się sprężać.
Wrócił do niej z tym swoim ulubionym sprzętem - skanerem 3D,
którego używał ostatnio niezwykle często. Wydłużył
urządzenie do jakichś 60 cali, wygiął w łuk i umieścił go nad jej
stopami. Nacisnął przycisk inicjujący skanowanie i powolutku przesuwał
skaner nad jej zgrabnym ciałem. Im wolniej poruszał skanerem tym
większej rozdzielczości skan mógł uzyskać. Przeleciał tym
badylkiem nad całą Priscillą jak w jakimś obrzędzie voodoo i mając już
pewność, że jej kształty zostały udokumentowane perfekcyjnie
precyzyjnie złożył teleskopowy skaner do wyjściowych 4 cali i poszedł
już spokojny i zadowolony do komputera. Wcześniej nie chciała dać mu
się zeskanować wiedząc co będzie on potem robił z tym skanem dlatego
był niezwykle zadowolony, że w końcu znalazł sposobność. Odpalił
HumanShopa - program do obróbki humanoidalnych form 3d.
ściągnął bezprzewodowo dane ze skanera i otworzył kiluterabajtowy plik.
Był zadowolony z efektu. Najważniejsza była twarz a tą Priscilla miała
odsłoniętą. Piersi, które rozpłynęły się w tej pozycji nie
były problemem, brak skanu pleców i pośladków
również bo mógł on teraz skan dopasować do
gotowych modeli kobiecych. 70calowy model kobiety o zdrowej sylwetce z
kształtami świadczącymi o jakichś dwóch kilogramach ponad
prawidłowym body mass index, pokrył skanem Priscilli. Nie robił tego po
raz pierwszy. Dopasował wielkość piersi, owłosienie, teksturę koloru
skóry, kolor oczu… W piętnaście minut zrobił
idealną hiperrealistyczną wirtualną kopię. Poszedł do szafy z kobiecymi
szkieletami. Te nowe Danielsona były wybitnie trwałe 1000 lat
gwarancji,
były zmiennokształtne i miały możliwość manipulacji rozmiarem,
wysokością i można było nadrukować na nim kobietę wysokości od 60 cali
do 80 cali, miały bardzo dobry układ mięśniowy, który
pozwalał imitować ludzkie ruchy do tego stopnia, że czasami były one
bardziej płynne i seksowne od tych naturalnych, komputer w czaszce miał
oprogramowanie odpowiedzialne za seks i drobne rozmówki
grzecznościowe co w razie potrzeby można było uzupełnić oprogramowaniem
dostępnym online na stronie Danielsona - można było stworzyć sobie
dowolny ludzki profil osobowościowy, z dowolnie inteligentnym systemem
dialogowym i zaimplementować za kilkaset dolarów ale z tego
nikt prawie nie korzystał bo nie do tego służyć miały te gynoidy.
Wsadził szkielet do najlepszej drukarki 3d jaka była teraz na rynku 3
metry sześcienne sprzętu, który w piątek przybył tu prosto z
Europy UPSem. Kliknął opcję "nadrukuj obiekt na szkielecie" - wybrał
model i specyficzne parametry szkieletu. Przyglądał się jak
błyskawicznie zastyga na szkielecie silikonopodobny, elastyczny, miękki
materiał w kolorze jędrnej, zdrowej ludzkiej skóry
… Nie mogąc doczekać się efektu końcowego macał kopię
Priscilli kolejno po stopach, udach, brzuchu, piersiach kiedy
substancja była jeszcze ciepła i czego teoretycznie nie pownien był
robić liczac na idealną gładkość… Delikatne syczenie maszyny
ucichło. ruszyła druga rama nanosząca owłosienie. Pięć minut
później, na koniec maszyna wieńcząc dzieło, jakby
przyozdabiając tort wisienkami wkładała idealną imitację oczu w
oczodołach… Priscilla jako żywa. Tylko gładsza i
piękniejsza, bez pieprzyków i brodawek, nieśmiertelna. Wyjął
ją z drukarki. Z niecierpliwością małego chłopca z adhd nacisnął guzik
z tyłu jej głowy. Przewróciła oczami jakby budząc się z
drzemki, zawiesiła wzrok na Phillu - Kocham Cię. - wyszeptała i poczuł
słodki zapach Orbit wydobywający się z jej ust. Phill roześmiał się
cicho przypominając sobie jak dawno Priscilla prawdziwa
mówiła mu takie miłe rzeczy. Poklepał ją po policzku szepnął
właściwie do siebie - Dobrze… Zanurzył dłoń w jej włosach i
ponownie wyłączył. Uniósł ją, przeszedł przez całą długość
pracowni, rozsunął drzwi wielkiej szafy z lustrzanymi drzwiami z
której spoglądało teraz na niego około dwudziestu
przepięknych kobiet, wcisnął tam mało subtelnie Priscille 2 upychając
goła stopą by się zmieściła i nim drzwi szafy zasunęły się do końca
usłyszał krzyk:
- No żesz kurwa jego mać, co to jest do kurwy nędzy! Chujobot
pierdolony masturbator, gównojad smrodliwy pojebany!
Pierdzilec chujowy, no ja jebię czy ten dom nie może normalnie
funkcjonować!? Kurwa, kurwa, kurwa, chuj, dupa, kurwa!!! - Prisccilla
leżała na łóżku z głową zwróconą do małego
stolika przy łóżku…
- Co się stało kochanie? - zapytał spokojnie Phill…
- Co się stało kurwa!? Tu! - tu wskazała na stoliczek. - Tu, kurwa,
powinno stać śniadanie. Moje kurwa śniadanie! Gdzie ten skurwysyn się
podziewa!?
W tym momencie otworzyły się drzwi i wszedł Robo-lokaj 8000 o twarzy
Georga Clooneya. Ale z pustymi rękami. Wyglądał niewyraźnie, jakby był
zmęczony, smutny… Patrzył na Prisccillę przez chwilę po czym
usiadł na krawędzi łóżka…
- Ja pierdolę! Co jest z tym robotem!? Coś ty mu zrobił Phill!? -
wykrzyknęła dramatycznie choć Phill stał już przy łóżku i
usłyszałby to nawet jakby powiedziała to ostatkiem sił.
- Ja Panią kocham… - powiedział cicho Clooney pochylając
głowę jak zbity chłopiec...
- Nie pierdol tylko śniadanie dawaj chuju! - wrzasnęła na niego z pasją.
Robo-lokaj wstał na te słowa skierował się do drzwi. Przystanął w progu
jakby miał coś jeszcze powiedzieć...
- No już kurwa! - ponagliła go Priscilla. Zniknął w drzwiach. Za chwilę
pojawił się znowu ze srebrną paterą w rękach. Postawił ją na stoliczku.
- Co to kurwa jest!? - wykrzyknęła jeszcze głośniej niż do tej pory
Priscilla.
- Wątroba bizona. Surowa. wyhodowana z komórek
macierzystych... Indianie to lubiali podbnież…
- Lubiali? podobnież? Co ty pierdolisz!? Coś ty mu zrobił Phill? -
spojrzała na niego i widać było wyraźnie, że jest na skraju
wyczerpania. Zupełnie nie rozumiała co się dzieje.
- Zaimplementowałem mu taki programik… Po prostu będzie
teraz dla ciebie bardzo czuły… - mówił powoli
Phill niezwykle uradowany całą tą sceną - Pomyślałem, że chętnie
weźmiesz go ze sobą na wyspy… Ale gwarantuję Ci, że jego
sperma to dalej płyn do higieny intymnej…
27.12.13
|