Pierwsze
większe, publiczne wystąpienie, które odbyło się na mojej
wsi w Bieniewicach. Wydarzenie to opatrzone było takimi tekstem: |
|
No i konstruowałem:) Ze wszystkich śmieci i niepotrzebnych gratów jakie znalazłem w garażu, w przeciągu całego dnia, zbudowałem wielką, abstrakcyjną rzeźbę. Potem rzeźba służyła mi za kukłę do animacji. Przestawiałem rzeźbę po polu przez jakieś dwie godziny, za każdym razem średnio o metr. Gosia Marcinkowska robiła w tym czasie zdjęcia. Ze zdjęć wyszła poklatkowa animacja, którą zatytułowałem – "Koan", w montażu pomógł mi Dariusz Krzeszowski. Tego samego dnia na tym samym polu wieczorem Bartek Łukasiewicz zaprezentował swój performance. Publika dopisała tak jak pogoda, my też nie daliśmy ciała, więc całość wyszła całkiem nieźle, choć w tej chwili nie jestem już przekonany co do istnienia algorytmu według, którego się myśli – myślę, że ostatecznie to bardziej chaotyczna historia:) |
Stoje na scenie i mocno się chyboczę, w zasadzie ledwo stoję bo ilość promili została przed chwilą świadomie i celowo podwyższona. Od moich rąk, nóg i całej reszty ciała odprowadzone są kilometry sznurków... Niemal każdy fotel ma przytwierdzoną końcówkę sznurka. Każdy widz może mną, w jakimś stopniu, manipulować, utrzymać mnie w pionie, bądź zrobić mi krzywdę:) Nie utrzymałem pionu i długo nie postałem na deskach – publiczność wykorzystała sposobność i zszarpnęła mnie ze sceny. Gra nie trwała długo, bo szybko wyjaśniły się reguły. Nie upadłem malowniczo na podłogę i nie rozbiłem sobie głowy, do czego najwyraźniej zmierzała publika... Tylko jeden ze sznurków, który miałem zawiązany na przegubie dłoni, wpił mi się tak silnie w skórę, że musiałem przerwać akcję. Przegrałem z publicznością a chciałem jedynie się z nią pobawić. Performance odbył się w kinie Bajka w Błoniu... Daty jeszcze sobie nie odświeżyłem w pamięci... |
16
grudnia 2005 roku w klubie Eufemia na Akademii Sztuk Pięknych w
Warszawie odbył się performance o tym tytule. Zaprezentowałem tam
produkt, który może przynieść tylko pozytywne skutki i jest
bardziej efektywny od już istniejącego na rynku sztuki psychoaktywnego
(a pretendującego, jak mniemam, do bardziej uniwersalnego zastosowania)
środka nazwanego przez Zbigniewa
Liberę ”Placebo w czopkach”. A oto jak
argumentowałem zasadność wyboru ”Nirvany w
groszkach” spośród tych dwu możliwości,
jednocześnie wytykając Liberze błędy, których się dopuścił: ”Niewielu zna pracę Zbigniewa Libery
”Placebo w czopkach”. Moim zdaniem produkt ten nie
zyskał popularności z trzech zasadniczych powodów:
Placebo jest produktem, którego skuteczność jest uzależniona
od wiary konsumenta w to, że produkt działa... Skuteczność nie jest stu
procentowa...
Placebo może działać na wszystko i dlatego wielkie koncerny
farmakologiczne nie mogły dopuścić do rozpowszechnienia tego produktu
– same upadłyby wtedy prędko. Dlatego Placebo w czopkach
można zobaczyć tylko w muzeach sztuki współczesnej i to też
nielicznych...
Czopek to jednak zbyt inwazyjna metoda aplikowania środków
farmakologicznych, która raczej nie może zyskać popularności. |
|
Czarną
skrzynką w tym wypadku był mały graniastosłup obity grubą czarną
skórą. Zrobiłem ten przedmiot na potrzeby małej, niepozornej
akcji, którą zrealizowałem na festiwalu
"Różnice". Nie byłem na niego zaproszony jako uczestnik
– zawsze odpowiadała mi rola gościa z boku, więc i tym razem
przyglądałem się uważnie artystom sam performując jako widz. Ten
minimalistyczny przedmiot towarzyszył mi przez cały festiwal.
Któregoś dnia, późnym wieczorem, kiedy już dawno
skończyły się prezentacje przewidziane na tamten dzień, podeszła do
mnie jakaś amerykanka i z zainteresowaniem zaczęła dopytywać się o
skrzynkę – do czego ona służy, po co mi ona itp. Doprawdy nie
wiem – odpowiadałem uśmiechając się od ucha do ucha. Ona
jednak sama znajdywała odpowiedzi – zasugerowała, że mogła by
ona służyć jako jakiś gadżet erotyczny, bo przypomina jej lateksowe
ciuszki, potem pomyślała, że może mógłby być to przedmiot
rzucany na ratunek tonącym, ale po chwili zastanowienia doszliśmy
wspólnie do wniosku, że przysłużył by się prędzej skaczącym
z mostu jako obciążenie. Potem jeszcze kilka osób wymyślało
bardzo spontanicznie funkcje tego małego czarnego obiektu. Najbardziej
prozaicznymi zastosowaniami jakie wymyślili widzowie było
wykorzystywanie czarnej skrzynki jako taboretu lub stolika. Pan Jan
Świdziński próbował wyrzucić do skrzynki pustą
paczkę papierosów, po chwili jednak przekonał się, że to nie
najlepsza z funkcji, bo skrzynka nie miała żadnego otworu. Grzegorz
Borkowski też skrzynkę dostrzegł i wypytywał mnie, o co z tą
skrzynką chodzi – Doprawdy nie wiem – odpowiadałem
i widać było, że jest szczerze zawiedziony. I tak nosiłem tą skrzynkę
dzień w dzień na festiwal i bez wątpienia skrzynka nabierała coraz
większego znaczenia. A na pewno skupiała uwagę zupełnie nie jak
przedmiot bezużyteczny. Zrobiłem jej parę zdjęć i wyszła całkiem nieźle. |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Krótkie
niepozorne działanie na Najwyższej Akademii Najpiękniejszych Sztuk w
Warszawie… Studenci asp handlują sztuczką kilka razy w roku,
w czym pomaga im ta zacna instytucja – tym razem my, jako
osoby z zewnątrz, stworzyliśmy sobie własne, niezależne stoisko w
kawiarni aspowskiej "Eufemia" obwieszając się licznymi transparentami
(niestety nie wszystkie zostały udokumentowane). Szyldy typu: "Kup nas!
Super!", "fabryka bezczynności", "kup to tu!" towarzyszyły naszym
skromnym działaniom. W sumie niewiele zrobiliśmy i niewiele mogliśmy
sprzedać – prócz siebie. Żaden klient nie miał
wyszukanej potrzeby żeby kupić nas lub choćby nasze działanie
– wszyscy zadowolili się obrazkami
studentów… |
Właściwie
to nie perfomance ale instrukcja pozwalająca wykonać ten perfomance w
dowolnych okolicznościach. |
![]() |
|