KILKA POMSŁÓW



“Kilka pomysłów...” to kolejny plik otwarty. Będę tu publikował pomysły o charakterze polityczno-społecznym lub pomysły, które nie pasują gdzie indziej...

- Patenty, oryginalne pomysły, koncepcje, idee, które ludzie publikują w social mediach powinny należeć do ich jedynych producentów czyli użytkowników. Oryginalny pomysł postowany przez użytkownika, jako post czy komentarz, konkretnego dnia, powinien być traktowany jako wystarczający dowód na autorstwo pomysłu z wszelkimi tego prawnymi konsekwencjami. Jeśli jakaś firma czy korporacja publikują dokładnie taki sam pomysł kilka dni lub miesięcy po opublikowaniu przez użytkownika konkretnego pomysłu, powinny one, w moim mniemaniu, co najmniej przyznać pierwszeństwo użytkownikowi sieci. Aby uniknąć plagiatów i wykradania oryginalnych pomysłów należałoby stworzyć wyszukiwarkę, która nie tylko wyszukuje podobne frazy czy zdania w tekście... Musiałaby to być “wyszukiwarka semantyczna”, która jest w stanie rozpoznać czy “zrozumieć” podobne sensy, znaczenia w różnych tekstach/kontekstach. Być może w tym momencie jest to utopia ale wyobrażam sobie, że tego rodzaju “semantyczna wyszukiwarka” byłaby sposobem na wyrównanie nierówności społecznych, w ramach istniejącego systemu kapitalistycznego (który osobiście uważam za niedoskonały), poprzez przyznawanie autorstwa ludziom, którzy faktycznie jako pierwsi coś wymyślili. “Wyszukiwarka semantyczna” byłaby czymś w rodzaju “kapitalizmu kognitywnego”, w ramach którego wartość stanowi pomysł/idea. Dzięki tego rodzaju “wyszkiwarce” bylibyśmy w stanie “śledzić” historię idei w sieci. Niestety w tym momencie przeciętni użytkownicy internetu, social mediów, autorzy niszowych stron internetowych i wszyscy nieznający się na prawie autorskim ludzie, którzy publikują w internecie, narażeni są na nadużycia i straty, przez co nie są oni beneficjentami istniejącego systemu w takim stopniu jak na to zasługują, są jak to ujmuje Yanis Varoufakis “cyfrowymi farmerami” gdzie plony/nagrody/pieniądze zbiera nie autor idei/pomysłu, a ktoś kto ma materialne środki, żeby pomysł wykorzystać lub ktoś kto ma na tyle dużo “kapitału kognitywnego”, żeby pomysł opatentować czy sprzedać. Biorąc pod uwagę to, że przeciętny użytkownik sieci nie wie i nie powinien musieć wiedzieć nic o prawie, możemy określić użytkownika sieci mianem “ofiary nadużycia”.
04.09.2023

- Kiedyś uczestniczyłem w spotkaniu zorganizowanym przez Polskie Stowarzyszenie Transhumanistyczne, które dotyczyło tzw. hackerspace. Hackerspace to fizyczna przestrzeń (nie wirtualna! - to czasy kiedy należy zacząć to podkreślać) gdzie niezależni ludzie z własnymi projektami dowolnego rodzaju mogą je swobodnie, w tej przestrzeni, zrealizować. Wyobraźmy sobie np.hangar, do którego, każda osoba może wpaść o dowolnej porze, żeby ów projekt realizować... Projekt, który finansuje ona sama, lub który finansuje z pomocą lokalnej społeczności...
To takie proste... Oczywiście ktokolwiek doświadczył np. polskich domów kultury doskonale rozumie jakiego rodzaju problemy mogą się pojawić w takich miejscach - np.okupowanie przestrzeni przez stałych bywalców i piętnowanie wszystkich spoza grupy ludzi, których się już zna (tak, tak, to ta stara szympansia zabawa)... Aby uniknąć wszelkich nierówności w dostępie do takowej przestrzeni należy, w moim przekonaniu, oddać zarządzanie tą przestrzenią losowi. Ktokolwiek ma projekt do zrealizowania wpisuje się na listę oczekujących, z której to listy wybierane są losowo osoby, które będą mogły, przez określony czas, z tej przestrzeni korzystać. Innymi gwarantami przejrzystości i uczciwości byłby permanentny monitoring video tych miejsc, wszelkie nagrania video z tych miejsc dostępne byłyby w archiwum sieciowym dostępnym dla każdego zainteresowanego. Podobnie losowanie dostępu do tej przestrzeni byłoby kompletnie przejrzyste i zawsze monitorowane... Piszę o hackerspace bo jednym z problemów, z którym od zawsze borykam się jako artysta to zwyczajnie miejsce gdzie fizycznie mógłbym realizować swoje pomysły... Wynajmowanie studia jest drogie wszędzie, niemal w każdym mieście... Wydaje mi się, że bezpieczna przestrzeń do realizacji projektów powinna być gwarantowana przez społeczność, w której się funkcjonuje, bo czymkolwiek jest zrealizowany projekt, wszystkim służy to aby złożone projekty były realizowane...
11.09.2023


- Kolejnym “problemem” niezależnego artysty, którym jestem, jest, od zawsze, możliwość realizowania wystaw. Im bardziej niezależnym artystą jesteś, tym mniejsze prawdopodobieństwo tego, że ktoś cię będzie chciał wystawić. Takie jest moje doświadczenie (niemal wszystkie galerie warszawskie i londyńskie, do których pisałem najczęściej, zazwyczaj nawet nie odpisywały na maile i zbywały mnie kiedy pojawiałem się w ich drzwiach próbjąc opowiadać o swojej sztuce jak akwizytor). Dlatego od dłuższego już czasu chodzi mi po głowie pomysł na galerię publiczną, którą roboczo nazywam galerią “RANDOM”, w której wszystko funkcjonowałoby dokładnie tak samo jak w przypadku opisanych wyżej hackerspace, tylko, że losowo wybierałoby się artystę, który może użyć przestrzeni galerii “RANDOM”, do zorganizowania swojej wystawy. Kluczowym byłby absolutny brak cenzury i brak czyjejkolwiek kontroli, artysta miałby zagwarantowaną absolutną wolność. Jedynym ograniczeniem byłyby ramy czasowe, czyli to w jakich dniach można by było oglądać ekspozycję, która standardowo trwałaby np. miesiąc.
11.09.2023


-Jestem anty-akademikiem o czym już wspominałem wcześniej w tym “blogu” (to oczywiste jeśli jesteś przeciwko rzeczywistości jako takiej ;))... Będąc jednocześnie niezupełnie anty-społecznym typem, ciągle wahając się czy moja pozycja jest anarcho-socjalistyczna czy może kompletnie anarcho-indywidalistyczna, zastanawiam się czasem (niezbyt głęboko i niezbyt często) jaki jest mój stosunek do istniejącego systemu edukacyjnego, z którym sam od dawna, ku mojej wielkiej radości, nie mam już nic wspólnego. Jak wielokrotnie podkreślałem, jako młodzieniec, szkoły literalnie nienawidziłem, jednocześnie uwielbiając uczyć się/dowiadywać się o tym, co mnie interesuje... Pytanie dlaczego tak zawsze było w moim wypadku wymagałoby zbyt wielu autobiograficznych szczegółów, w które nie będę tu wchodzić, ale najogólniej możnaby nazwać problem - relacje międzyludzkie i destrukcyjne emocje, które te relacje we mnie wyzwalały. Nie da się uniknąć kontaktu z ludźmi w większości istniejących szkół. Dlatego marzy mi się system edukacyjny, który kompletnie wyzbyty byłby kontaktów międzyludzkich (tak, tak moje wizje są o wiele bardziej radykalne niż cokolwiek, co robię w swoim prywatnym życiu).
Wyobrażam sobie systemy mieszanej rzeczywistości, które serwują studentom wykłady na dowolne tematy, dowolnie szczegółowe... Widzę oczami wyobraźni systemy mieszanej rzeczywistości (augmented reality glasses), które korygują, w czasie rzeczywistym wszelkie aktywności studenta, które nie przebiegają zgodnie z założeniami (poprawiają np.błędy ortograficzne, gramatyczne czy matematyczne...). Wyobrażam też sobie system A.I. zintegrowany z “mixed/augmented reality”, która przeprowadza egzaminy... Aby zapewnić uczciwość takich egzaminów, pomieszczenie, w którym odbywa się egzamin i dane dotyczące zachowania studenta byłyby dokładnie monitorowane przez system sztucznej inteligencji podczas trwania takiego egzaminu...
Z pewnością taki “System Wirtualnego Nauczania i Egzaminowania” nie będzie prosty do zrealizowania ale już widziałem gdzieś online video z pierwszymi prototypami takich urządzeń...
Dlaczego upierałbym się przy takiej formule nauczania? Otóż bazując na własnym doświadczeniu myślę, że nader często nauczyciele i uczniowie mogą być za bardzo emocjonalni, uprzedzeni, "zideologizowani", zbyt religijni lub poznawczo sztywni (etc.), żeby znieść inność innych, co może bardzo negatywnie wpływać na przebieg procesu nauczania. Żadne cudze emocje i “psychologiczne gry” nie są nam potrzebne kiedy chcemy się czegoś nauczyć i jestem przekonany, że studentów należy za wszelką cenę od niepotrzebnych interakcji z innymi ludźmi chronić aby nie zakłócać procesu nauczania, który, wyobrażam sobie, powinien przebiegać w komfortowych warunkach.
Pomysł może wydawać się utopijny ale wydaje mi się, że cała infrastruktura internetu czy biblioteki wcześniej - to wszystko było m.in. stworzone po to aby wyekstrahować czystą informację/wiedzę i aby uniezależnić studenta od “mistrza” aby proces był możliwie jak najbardziej efektywny i wydaje mi się, że ewolucja systemów edukacyjnych powinna iść w tym kierunku, w kierunku “dehumanizacji” procesu nauczania, w celu wyeliminowania nierelewantnych stanów emocjonalnych, które zaburzać mogą proces przyswajania wiedzy. Myślę, że taki system wpłynąłby pozytywnie na dobrostan emocjonalno-psychologiczny studentów.
01.10.2023


W mojej rodzinie rak wyeliminował już kilka osób i nie jest to nic nadzwyczajnego bo statystyki dotyczące prawdopodobieństwa zachorowania na raka są dość zatrważające. To może dotyczyć niemal każdego w pewnym momencie życia. Ponieważ jednak sprawa ta była dla mnie zawsze dość osobista, dość zaskakującym jest dla mnie fakt, że procedury dopuszczania na rynek eksperymentalnych kuracji zazwyczaj sprawiają, że lek lub terapię można przetestować na ludziach dopiero po kilku latach od kiedy terapię lub lek stworzono. Dlatego jestem zdania, że w przypadkach beznadziejnych kiedy lekarze nie potrafią sobie wyobrazić metody, która pomogłaby pacjentowi, należałoby pozostawić wolną rękę pacjentom i umożliwić im korzystanie z eksperymentalnych terapii na własną odpowiedzialność. Oczywiście nie mówię o eksperymentowaniu z alternatywną medycyną a jedynie o eksperymentowaniu z terapiami, które są w fazach testów i które wydają się być obiecujące. Jestem przekonany, że prawne rozluźnienie przepisów dotyczących tego rodzaju skrajnych sytuacji, w których pacjent jest skazany jedynie na wielokrotnie testowane a zawodne terapie, mogłoby przyczynić się do postępu w medycynie i mogłoby uratować wiele żyć. Można to nazwać “fundamentalnym prawem do walki o życie” lub “prawem do wolnego wyboru terapii”.
30.12.2023


designed by Ratz