ENERGIA Z PRÓŻNI

Chcesz czegoś ale nie wiesz czego. To wewnętrzne świerzbienie, głód, nienasycenie, poczucie, że potrzeba kolejnej formy na określenie tego, co masz wewnątrz. Właściwie forma staje się przeterminowana w momencie kiedy zostaje wybrana. Architektura psychiki jest zmiennokształtna dlatego znaki, które powinny wyzwalać okazują się zbyt sztywne i krępujące. To wewnętrzny przymus ewoluowania, który nie pozwala stać w miejscu, który nie pozwala zakleszczyć się w nieruchomej strukturze pojęciowej. To co wewnątrz to pulsujące życie odżywiające się zmianą, to pęd ku reformie. Każda subtelna modyfikacja intymnych konstrukcji wymaga reprezentacji. Święty opis trawi energię twórcy. To wybebeszanie się, wykręcanie na drugą stronę, obnażanie, masturbowanie. Orgazm to nie szczęście to tylko chwilowa kumulacja przyjemności. Obraz i tekst to tylko chwilowa kumulacja myśli. Wszystko jest istotne w urojonym wszechświecie chorych na sztukę. Istotne myśli, wyobrażenia, kształty i słowa. Wszystko to wymaga wyjątkowych składni, gramatyk, akcentów. Idiolekt ucieleśniony. System przekonań wymaga pielęgnacji i transformacji. To nieustanne stawianie sobie pytań i kreślenie możliwych odpowiedzi. Historia ta nie ma końca bo umysł kręci się w kółko i kombinuje w nieskończoność, tasując wszystkie swoje elementy.  Universum rodzących się symboli jest niewyczerpane. Gra w toku, satysfakcjonujący może być jedynie etap bo ostateczny cel nigdy nie zostanie osiągnięty.  Intensywność poszukiwania coraz to głębszych treści zmusza do redefiniowania, urozmaicania, puentowania. Zamieniasz prawdy w dowcipy żeby na trwałe zapamiętać istotną modyfikacje i obśmiewając przeszłość musisz iść do przodu. Ta kartka nie może pozostać biała. Dzieło jest koniecznością. Dzieło to projekt wiecznie niedokończony. Płynna narracja eksperymentalna. Przepływ ale i krytyka  każdego kroku.

  Tak funkcjonują artyści, ludzie poszukujący idealnego przedstawienia, genialnej treści. Budują łódź, którą płyną, samolot, którym lecą, grają w grę, której reguły ustalają. Wieczna awangarda poluje na kuriozum, dziwaczność i nietypowość. W imię nigdy nieobecnej przyszłości. Tu i teraz już jest passe. Święta zmiana na sztandarach, koktajle mołotowa skierowane w lustra. Masowe samobójstwa w imię lepszych inkarnacji. Modelowanie procesów, które dopiero nadejdą. Szukanie ze świadomością niemożliwości udzielenia ostatecznej odpowiedzi. Chaotycznie opisywana złożoność wnętrza. Błądzenie w imię wolności. Wilczy apetyt aktywistów współczesności każe przetwarzać informacje w kosmicznej ilości. Rutynowe stają się rewolucje. Samozapępiające się myśli produkują myśli, myśl żre myśl. W dialogu wewnętrznym argument rodzi argument. Terabajty danych kształtują lepsze wirtualne światy. Byle do przodu, byle lepiej, byle inaczej. Broń boże nie możemy stać w miejscu. Historia postępu.  Trzeba zabić nudę. Mdłości z głodu.

Jeśli tworzysz - tak działasz. Jesteś niepełny, wybrakowany, masz w sobie dziurę, czarną otchłań z piekielną grawitacją.

Musisz sobie uświadomić, że jako twórca jesteś jednocześnie ofiarą. Ktoś Cię w pewnym momencie nabił w butelkę, ktoś Cię perfidnie zrobił w konia! Jesteś ofiarą kultury w której żyjesz bo ktoś Ci wmówił, że do szczęścia potrzebujesz nowych myśli, form, konstrukcji, spektakularnych sukcesów. Zarażeni memami, algorytmami, wzorcami, instrukcjami jak powinniśmy postępować, czego powinniśmy chcieć, nieświadomie realizujemy schemat. Zaimplementowano nam program, który nazwać można wielkim głodem. Głęboko uwierzyliśmy, że naprawdę jesteśmy autorami tych myśli, pragnień, oczekiwań. Ten potworny psychiczny głód, który tak intensywnie niekiedy odczuwam to coś czego nieświadomie nauczyłem  się ze swojego otoczenia. Kreatywność i inteligencja, innowacyjność, pomysłowość - za to dostajesz nagrody. Co w tym złego? To, że przez to nieustannie czujesz się wybrakowany, niedoskonały, to, że stajesz się człowiekiem zniewolonym newralgicznym dążeniem do perfekcji. Dzięki kulturze stajesz się głodnym duchem, któremu nic na dłuższą metę nie sprawia satysfakcji. Dzięki kulturze co chwila stajesz w nowym punkcie zero, z którego musisz wybijać się na nieprzeciętność, genialność, niesamowitość. W codziennym wymiarze - musisz biec za lepszą wersją siebie, za lepszym samochodem, większym domem, większą pensją,  w świecie sztuki biegniesz za lepszym obrazem, oryginalniejszą koncepcją, głębszą myślą... Musisz tworzyć bo inaczej będziesz bezwartościowy. Bez swoich dzieł czujesz się zerem. Uroiłeś sobie, że one są twoją esencją. Sztuka nie daje szczęścia. Sztuka jest dukkha, jest cierpieniem.

Tak naprawdę już jesteś kompletny, doskonały i niczego Ci nie brakuje.  Grawitacja, która zasysa Cię od środka, może zostać wyłączona - po prostu nie myśl, pozwól myślom swobodnie wygasnąć. Oddychaj głęboko i swobodnie, poczuj jak powietrze delikatnie przepływa przez twoje nozdrza. Skup się na tu i teraz. Czujesz ten błogostan? 

Od półtora roku codziennie praktykuję medytację, od kilku miesięcy prawie w ogóle nie rysuję i dawno nie bylem tak szczęśliwy jak teraz. To nic-nierobienie, po-prostu-bycie daje szczęście. Kiedyś myślałem, że to twórczość poszerzy moją świadomość, że myślenie doprowadzi do upragnionej konkluzji. Teraz odkrywam, że to wewnętrzna pustka czyni mnie bardziej wolnym - to jak czerpanie energii z próżni. Bo w moim przypadku żaden choćby najbardziej niesamowity rysunek nie dał mi szczęścia, dał tylko chwilową przyjemność. Teoretycznie sztuka to świadectwo rozwoju, głębi rozumu, kondycji ludzkiej - jednak przede wszystkim to niespełnienie, nienasycenie, wielki brak. Byłem od zawsze przekonany, że to doskonałe dzieło przyniesie mi ulgę, spokój. Dopiero kiedy skrzyżowałem nogi, wyprostowałem się, złożyłem dłonie w mudrze, zacząłem głęboko oddychać zrozumiałem, że żadne dzieło nie da mi takiej rozkoszy, błogostanu jak to proste zazen. Teraz gdy ktoś mnie pyta jak tam życie, jakie nowe sukcesy mam na koncie - mam ochotę odpowiedzieć, że największym sukcesem jest to, że jestem.

To nie jest perspektywa człowieka, który jest przeciwnikiem postępu czy sztuki, tylko człowieka, który szczęście uważa za priorytetowe. Medytacja to kompletne wyciszenie, bezmyślność, spokój, teraźniejszość... W stanie samadhi, w głębokiej koncentracji możesz głęboko doświadczyć doskonałości każdego momentu. Jestem ateistą i sceptykiem to eksperyment uważam za kluczowy, kiedy mamy orzekać coś o rzeczywistości. To właśnie codzienne eksperymentowanie z własnym umysłem podczas medytacji doprowadziło mnie do przekonania, że nie znam innej metody, która dawałaby tyle przyjemności, która pozwalałaby tak znacząco doświadczać własnej świadomości. Medytacja jest lepsza niż seks - ale w to nikt mi z pewnością nie uwierzy.

Sztuki oczywiście nigdy nie porzucę. Sztuka rozwija umysł i pozwala doświadczać coraz to ciekawszych stanów umysłu, pozwala wspinać się na kolejne stopnie w doskonaleniu języka, urozmaica repertuar znaków, którymi się posługuję. Jednak już nie jestem do niej przywiązany, nie jestem nią opętany, zniewolony i nie oczekuję od niej czegoś czego dać mi nie może - ona nigdy nie daje czegoś ostatecznego, doskonałego, sztuka z definicji jest niekompletna i nie można się nią nasycić. Zrozumiałem, że sztuka nie jest warunkiem mojej doskonałości. Pusty umysł okazał się szczęśliwszy od przeładowanego formami, konstrukcjami, ideami. Pusty umysł jest dokonały i spokojny. Umysł artysty jest pełen form i niepokoju dlatego zapomina o swojej doskonałości.

10.2011

designed by Ratz